poniedziałek, 31 marca 2014

Część 3 ferie-Święty Mikołaj W MARCU?!

Może Wam się to wydawać dziwne ale przyszedł do nas (czyli do mnie, Amelki, Lusi, mej niekwestionowanej mamy i innych przybyszów z Warszawy) ŚWIĘTY MIKOŁAJ!!! Niestety był bez prezentów gwiazdkowych ale było śmiesznie! Pewnie chcecie się dowiedzieć jak to się stało, że o tej porze przyszedł do nas Święty Mikołaj. No więc to było tak: byłyśmy jeszcze w tej agroturystyce o której już pisałam. Kiedy jest się na feriach i robi się całkiem ciepło (wtedy było...Jakieś...No, tak około czterech stopni) to każdy od razu chce zrobić ognisko. A my (czyli ja, Amelka, moja niekwestionowana mama i Lusia) bez ogniska się nie obejdziemy więc od razu przy pierwszej lepszej okazji powiedziałyśmy, że ognicho albo wyjeżdżamy. Wszyscy się zgodzili. Kiedy siedziałyśmy już przy ciepłym ogniu i zajadałyśmy się kiełbaskami nie mogło się obejść bez kawałów i całości. Wszędzie rozlegało się "Facet ukradł krzesło i poszedł siedzieć", "Ha, ha, ha, ha, ha" albo "Podasz piwko?" i "Powiesz kawał?" no i oczywiście "A całość?" w końcu byłam wykończona tym wszystkim więc poszłam do pokoju i wymyłam się. Na dworze zrobiło się ciemno. Kiedy wyszłam z łazienki usłyszałam, że ktoś wchodzi przez główne drzwi. Nie zwróciłam na to uwagi tylko zaczęłam rysować. Po minucie za oknem rozległo się głośne dzyndzanie. Wyjrzałam za okno lecz nic nie mogłam zobaczyć, bo było ciemno. Wzruszyłam ramionami i wróciłam do rysowania. Potem usłyszałam głośny śmiech tych co zostali przy ognisku. "Eee...Ktoś powiedział niezły kawał. Amelka na pewno mi go opowie jak wróci" pomyślałam. Ale to nie był żaden kawał. Za chwilę się dowiecie co to było. Dosłownie za dwie minuty usłyszałam pukanie do drzwi. Poprawiłem włosy, zobaczyłam czy żaden guzik od mojej piżamy nie jest odpięty (na wszelki wypadek gdyby to był ktoś ważny) i doskoczyłam do drzwi. Zagadnijcie kto był za drzwiami. Za drzwiami stał Święty Mikołaj. Mikołaj był ubrany tak jak powinien (w rzeczywistości to był pan Waldek i to właśnie on wchodził do domu żeby się przebrać). Poszczególną uwagę zwróciłam na worek który trzymał w ręce. Nagle zapytał mnie czy jest tu jakaś grzeczna dziewczynka. Odpowiedziałam, że tak bardzo grzeczna w prost aniołek. "A gdzie ją znajdę?" zapytał "Mikołaj". "Ja jestem tą dziewczynką" odpowiedziałam. Wtedy Święty Mikołaj wyjął z wora cukierka i podał mi. Potem powiedział "Hoł, hoł, hoł!" i poszedł. Tak, Święty Mikołaj czasami może zaskoczyć więc uważajcie, bo nigdy nie wiadomo kiedy taki Mikołaj was zaskoczy.

niedziela, 30 marca 2014

Dalszy ciąg ferii z mamą

No więc gdy już rozpakowałyśmy walizki poszłyśmy na obiad do jadalni. Porcja była taka, że zjadałyśmy tylko jedną setną tego co było w jednej misce a było ich trzy. Nie pamiętam dokładnie po kolei biegu wydarzeń więc opisze je nie po kolei. To co pamiętam najbardziej opiszę teraz. Do naszego pokoju nr. 1 zapukał pan Waldek grzecznie otworzyłyśmy mu drzwi a on zapytał: Czy małe stworki (chodziło o  mnie i moje siostry Amelkę i Lusię) zechcą ze mną iść do obory (chyba wspominałam, że obok naszej agroturystyki była obora która należała do pana Waldka i jego żony pani Beaty oczywiście) i wydoić kozy? Pewnie, że chciałyśmy! Pędem się ubrałyśmy i poszłyśmy z panem Waldkiem do obory. Gdy już znajdowałyśmy się przed boksem kóz pan Waldek ostrzegł nas: Uwaga! Kozy kopią, drapią i gryzą gdy się je doi więc stańcie trochę dalej. Zrobiłyśmy jak pan Waldek nam kazał i patrzyłyśmy. Wyglądało to trochę śmiesznie. muszę się przyznać, że ledwo powstrzymałam się od śmiechu! W końcu ma siostra zapytała: Możemy pogłaskać małą (nie wspomniałam, że w boksie znajdowało się około czterech dorosłych kóz i jedna malusia) kózkę?
Jasne! Odpowiedział pan Waldek usiłując przesunąć kozę tak aby nie stała do Niego tyłem. No, bo trochę ciężko wydoić kozę która stoi tyłem. Zresztą małą kózkę też nie łatwo było pogłaskać, ponieważ stała pomiędzy jej mamą a jakąś inną kozą. Mała kózka tak była pomiędzy nimi (tymi kozami) zakleszczona, że nawet nie było widać jej słodkiego łebka. Więc odłożyłyśmy na później głaskanie kózki. W tym czasie pan Waldek próbował na wszystkie sposoby wydoić kozę ale koza nie dawała się. Kopała, gryzła i uciekała na wszystkie możliwe strony. Pan Waldek zupełnie zziajany powiedział do nas: Amelka potrzyma kozę za głowę Hela i Lusia zaśpiewają...Kołysankę! Bo te kozy bardzo lubią kołysanki. Najpierw zaśpiewałyśmy "Kotki dwa" a potem znowu i znowu a jak to nie działało pan Waldek powiedział: Kozy jeszcze bardziej lubią gdy im się śpiewa kolędy! Zaśpiewajcie "Przybieżeli do Betlejem pasterze" na pewno się uda! No więc zaśpiewałyśmy i...Podziałało! Naprawdę podziałało! To już koniec dzisiejszego posta ale jutro opisze jak było na ognisku na którym przyszedł Święty Mikołaj!

wtorek, 25 marca 2014

Ferie z mą niekwestionowaną mamą

Gdy już wróciłam z Głodowa to od razu wyjechałam z mamą i siostrami. Z mamą pojechałam na Warmię. Jechałyśmy, jechałyśmy i jechałyśmy aż dojechałyśmy do AGROTURYSTYKI! Czemu akurat do AGROTURYSTYKI a nie do agroturystyki potem się dowiecie. Najpierw gdy zaparkowałyśmy przyszedł do nas uśmiechnięty pan i powiedział, że mamy zaparkować troszeczkę dalej no więc posłuchałyśmy się uśmiechniętego pana. Gdy już zaparkowałyśmy we wskazanym miejscu od razu trzeba było przenieść wszystkie nasze tobołki (A było ich sporo, ponieważ jechały cztery kobiety w samochodzie więc musiało być wszystkiego po cztery nawet  kosmetyczki były cztery). Pan z uśmiechem (okazało się, że Pan Waldek) wskazał nam nasz pokój i poszedł przygotować obiad. Jeśli pozwolicie to przejdę już do rzeczy, bo w ten sposób nigdy nie dojdziemy do najfajniejszej części. Przez następne sześć dni zwiedzałyśmy Lidzbark (to miejscowość która jet niedaleko naszej AGROTURYSTYKI) i inne fajne miasta, zabytki, muzea itd. Najbardziej i najmilej zapamiętałam muzeum etnograficzne, ognisko ze Świętym Mikołajem i dojenie kóz przy kolędach. Pewnie teraz liczysz na to, że to opisze, bo to ciekawe ale właśnie, że nie opisze. Ale nie martw się opisze to w następnym poście.

poniedziałek, 24 marca 2014

Spóźniłam te ferie

Obiecałam, że będę pisać jeszcze o feriach troszeczkę się z tym spóźniłam. Ale to nie moja wina! Bo od tej całej wiosny zapomniałam o tych feriach! No dobra przejdźmy do konkretów. O ile nie mam jeszcze sklerozy to miałam więcej napisać o Głodowie...Chwileczkę sprawdzę...Tak! Sprawdziłam i miałam jeszcze pisać o Głodowie. No więc tak: dawno, dawno temu w maleńkiej wiosce pod tytułem Głodowo byłam sobie...Hmmm...Pisze jakieś bzdury to było tak: Gdy już z moim tatą tam (czyli do Głodowa) dojechaliśmy i zbudowałam ten domek z Lego i już pobawiłam się z mą siostrą Lusią w berka na dworze i gdy pograłam już  we wszystkie gry planszowe i gdy zrobiłam te podchody domowe i gdy nauczyłam się grać w makao i gdy już trochę tej telewizji obejrzałam i kiedy już naprawdę tęskniłam za mamą zaczęłam się NUDZIĆ! Nuda to największy wróg dzieci! Nuda nawiedza dzieci już od pokoleń i...Jakoś zawsze udaje się ją zwalczyć. No więc gdy się zaczęłam nudzić poratowało mnie to, że przyszedł mi do głowy genialny plan "Ogram tatę w makao!" uknułam swój plan i jak postanowiłam tak zrobiłam ograłam tatę w makao. Ale niestety już następnego dnia trzeba było wracać do domu. Z jednej strony cieszyłam się, że wracam do mamy, do swojego wygodnego łóżka, do moich kotów i do wszystkich moich ukochanych rzeczy (a mam ich całkiem sporo) ale z drugiej strony fajnie jest w Głodowie za każdym razem kiedy tak jestem, dziadków nie zobaczę przez dwa tygodnie a tatę dopiero za tydzień. Będę też tęsknić do wszystkich moich ukochanych rzeczy w Głodowie (tam też ma ich sporo) np. też do mojego łóżka nr 2. Musze kończyć, bo późno już a w następnym poście napisze o wyjeździe z moją niekwestionowaną mamą.

niedziela, 23 marca 2014

Nadchodzi wiosna i jestem w swoim żywiole

Na weekend pojechałam do Głodowa z moim tatą. Zapowiadało się nieźle, bo zaprosiłam do Głodowa swoją przyjaciółkę NATALKĘ! Ale z niespodziewanych powodów nie przyjechała (nie wchodźmy w szczegóły jak to się stało). Było mi okropnie przykro. Ale przeżyłam. Następnego dnia (w sobotę) było około 17 stopni! Więc co miałam zrobić przywiązałam bluzę do pasa i zaczęłam latać w okół domu. Potem mi się to znudziło więc patrzyłam jak tata składa naszą trampolinę i trochę pomogłam. Ale kiedy już nie mogłam pomagać, bo trzeba było zaciągnąć sprężyny co wymaga duuuuużej siły którą posiada mój tata to poszłam do "Hesiolanu" to taka wioska którą sobie zrobiłam sobie koło pobliskiego sadu na naszej polanie. W "Hesiolanie" zrobiłam sobie szałas z gałęzi który przetrwał calutką zimę. Szałas stoi naprzeciwko ławeczki którą zrobił  jakichś pan nie wiem czy to mój dziadek czy jakichś inny pan ale wiem tylko, że zrobił ją jakichś pan. A do "Hesiolanu" prowadzą dwie dróżki jedna (z perspektywy "Hesiolanu") od strony południowej a druga od strony północnej. No więc jak już dotarłam do "Hesiolanu" pomyślałam sobie, że jeden szałas jest fajny ale dwa! Jeszcze fajniejsze! Więc poleciałam do taty i powiedziałam żeby koniecznie brał patyki i biegł do mnie, bo chce zbudować szałas drugi.Tata mnie posłuchał i przybył z gałęziami. A potem budowaliśmy i budowaliśmy i budowaliśmy. Ale kiedyś musi się to skończyć. Nie dokończyliśmy naszej budowli chociaż byśmy chcieli ale musieliśmy wracać do domku. Kiedy wracaliśmy tata puścił mi fajowską piosenkę która ma na imię Monday Morning (puść se na YouTubie). Tak mi się ta piosenka spodobała, że nie może się teraz ode mnie odczepić! Gdy już wróciłam do domu ja z mamą wybrałyśmy piosenkę chrześcijańską na konkurs. Jest fajowska tak jak ta Monday Morning. Zapomniałam jak miała na imię ta piosenka chrześcijańska ale jakoś z duchem. Teraz nie mogę przestać o nich myśleć, jestem w swoim żywiole! 

piątek, 14 marca 2014

Zastępstwo

Ostatnio na zastępstwo przyszła do nas pani która zwykle siedzi w świetlicy. 

Zaczęło się jak zawsze - od sprawdzania listy.Pewnie teraz myślisz sobie "Sprawdzanie listy? To nic strasznego. No dobra przeczytam dalej to się dowiem." Taaaak! Nic strasznego. Ale z tą panią?! Chyba lepiej będzie jak napisze kawałek. No więc tak:

-O! Natalia! Jest?- Pyta pani
-Jestem!- Odpowiada zgodnie z prawdą Natalka.
-O! to ty! Widziałam cię na początku roku jak przechodziłaś koło świetlicy! Chyba byłaś w tedy z siostrą tak?- Znowu pyta pani.
-Tak proszę pani ale czy...- Natka chciała zapytać się czy można już przejść do numeru 2 ale pani jej przerwała.
-Naprawdę? Nie wiedziałam a ile masz lat?- Docieka pani.
-Mam 9 lat proszę pani- Odpowiada trochę znudzona Natalka.
-(tutaj pani opowiada nam historię ze swojego życia)- Kończy sprawdzać numer 1-wszy pani.
-Ania! Jest?- Przepytuje teraz numer 2 pani.

W końcu na tej lekcji nie wytrzymałam i musiałam zagadać do koleżanki z ławki.
-Ej! Jak myślisz dojdziemy do numery siedem do końca lekcji-Pytam.
-Nie wiem a ty jaki masz numer?-Odpowiada.
-No właśnie siedem- Mówię.
-Są marne szanse, że dojdziemy do ciebie. A wiesz co wolała bym już matme.- Cały czas gadamy.
-Ja też nudno mi!-Denerwuje się.

Pół godziny sprawdzaliśmy listę. Pół godziny albo nawet więcej!  A! I jeszcze po sprawdzeniu listy pani dała za zadanie (chłopcom) żeby przeczytali na głos czytankę. Okey tylko...Czytaliśmy dwa razy to samo!

czwartek, 13 marca 2014

Ferie

W ferie (za którymi baaardzo tęsknie :/ ) były odjazdowe! Najpierw pojechałam z tatą do Głodowa czyli do dziadków czyli na wieś. Bawiłam się z mą siostrą na dworze berka, grałam w gry planszowe, nauczyłam się grać w makao, zrobiłam podchody domowe, i muszę się przyznać, że oglądałam telewizję. Głodowo jest za Legionowem. Jest tam ze...Hmmm...Tak ze dwa hektary ogrodu. Trochę sporo. Oprócz moich dziadków mieszkają też tam dwa psy Sara i Reks. Sara jest biało-liliowa a Reks jest biały w brązowe łaty. Chciałyśmy też z tatą jechać na basen ale byłam trochę chora więc się nie udało. Zapomniałam, że dużo budowałam też z klocków Lego i zbudowałam cały duży dom dla mini ludków. Muszę już kończyć, bo późno już ale na pewno jeszcze napiszę o Głodowie może nawet w następnym poście. 

środa, 12 marca 2014

Specjalny wpis dla specjalnej "CIOCI"!

Tak naprawdę nie mam cioci. Ale czemu nie mogę nazwać tak najlepszej przyjaciółki mamy? To właśnie najlepsza przyjaciółka mej nie kwestionowanej mamy jest moją "CIOCIĄ"! No i właśnie niedawno moja "CIOCIA" miała urodziny! Ale to nie tylko dla tego jest to specjalny wpis. Jest to jeszcze specjalny wpis dla tego, że baaaaaaardzo moją "CIOCIĘ" lubię! Moja "CIOCIA" jest najlepszą ciocią a zarazem koleżanką mojej mamy na świecie!!!! No i dla tego chciałabym Jej (czyli mej "CIOCI") złożyć specjalne życzenia z okazji specjalnych urodzin w tym specjalnym programie.
No więc tak:
Zawsze jest ktoś blisko mnie. Ktoś kto wie kiedy mi źle. Ten kto zna wszystkie me sny i to właśnie jesteś Ty. 

Mam też parę słów do męża mej "CIOCI" czyli do "WUJKA", bo nie zdążyłam się z Nim ostatnio pożegnać.

"WUJKU" jesteś super! Mam nadzieję, że krówki smakowały he, he. Ucałuj NINĘ ode mnie.

P.S. Jutro koniecznie piszę o feriach!!!!! (Superekstrastycznobombowe były te ferie)

środa, 5 marca 2014

Wstępowanie do ferii

Długo nie pisałam, bo najpierw trzeba się naoglądać a dopiero potem pisać, bo na odwrót to raczej nie wychodzi. Na feriach byłam w Głodowie czyli z tatą na wsi u moich dziadków i byłam jeszcze z mamą i siostrami na Warmii u bardzo miłych gospodarzy. Na feriach było cuuuuuuuuudownie a potem mi tą cuuuuuuuuuuuuudowność popsuła szkoła (dam, dam, dammm...). Ale zawsze trzeba patrzeć pozytywnie czyli: O jej! Jak fajnie znów trzy strony z matematyki do domu, znów przysłówki, orzeczenia, rzeczowniki, czasowniki na polskim, znów po butka o 6.45!!! Jejku jak fajnie mam 10 stron zadane z historii! Jej za chwile pęknę z radości!!! Tiaaa....Nie którzy mogą pęknąć z rozczarowania, że skończyły się ferie! To nie w porządku, bo Święty Mikołaj ma ferie cały rok elfy robią zabawki, jest śnieg a on wcina ciacha! Ja chce być...Hmmm....Mikołajkową Panią! Albo lepiej chcem być feniferem! Fenifery są fajowe mogą latać....Tylko, że jedzą siano a ja....Wolę lody.